19 Apr 2018 | tags: trip,
Zostałem sam:
Ta historia jest wciąż pisana przez karmę i będzie przetwarzana pod postacią moich subiektywnych myśli, spisanych tutaj. Zaczęło się od tego, że po kąpieli w morzu nad Katerini, zjedzeniem przepysznych Souwlaków oraz pożegnaniu się ze wszystkimi, żółty bus wypluł mnie na parkingu przy autostradzie koło Kozani, skąd pojechałem autostopem do Liveouli – miejsca, w którym spędzam następny miesiąc.
Moim pierwszym dobroczyńcą okazał się Albańczyk, z którym rozmawiałem po włosko-niemiecko-grecko-angielsko-polsku. Nie dogadaliśmy się zbyt dobrze, ale podróż minęła szybko i przyjemnie. Wyrzucił mnie koło autostrady, znalazłem miejsce w krzakach i rozbiłem tam obóz. Problemem okazała się woda nieznanego pochodzenia, której nie przegotowałem, a raczej skutki jej spożycia. Nie spałem zbyt dużo owej nocy, trawiony bezlitosną biegunką. Nie polecam nikomu. Wiele złych myśli przebiegło przez moją głowę podczas nocnego s(p/r)ania. Nawet o schyłku mojej podróży, zaraz u samego początku. Rano łyknąłem specyfik zagęszczający stolec i wypiłem przegotowaną wodę z imbirem i cytryną, która zapobiegła odwodnieniu. Mogłem ruszać dalej.
Dojechałem tego dnia do Patry. Poznałem ciekawych pszczelarzy, którzy nazwali siebie nomadami i jeździli po Grecji, doglądając swoich pszczół. Doznałem ludzkiej serdeczności i współczucia. Gdy dotarłem do miasta, w którym musiałem się znaleźć, aby skontaktować się z moimi gospodarzami, odkryłem, że drażni mnie tak duże zbiorowisko ludzi. Nie czułem się komfortowo. Zacząłem szukać miejsca na nocleg na dzikiej zielonej przestrzeni w centrum. Znalazłem innych bezdomnych i kaktusy, o które uszkodziłem boleśnie rękę. W końcu postanowiłem uciec od tego zgiełku. Wsiadłem w miejski pociąg i odjechałem na najdalszą stację, w stronę mojego przeznaczenia. Nie odnalazłem tam jednak spokoju. Przeszedłem kilka kilometrów wzdłuż autostrady, w poszukiwaniu miejsca na biwak, aby w końcu znaleźć się na stacji benzynowej. Kupiłem mapę i poszedłem spać w okolicznych krzakach. Autostrada bombardowała moje zmysły tysiącami bodźców. Pierwotne instynkty nieustannie informowały mnie o niebezpieczeństwie. I kolejna noc nie była zbyt owocna, tuż obok pędzących bestii żelastwa z nieświadomie odnaturalnionymi ludźmi – Panami owych – w środku.
W końcu trzeciego dnia dotarłem do raju. Po przejechaniu na kciuku kolejnych 20 km, dotarłem do nadmorskiego miasteczka, z którego odebrali mnie moi gospodarze. Wskoczyłem na pakę Ducii Duster pełnej pachnącego brudu, zielska na kompost i pary szczęśliwych ogrodników o brudnych paznokciach. Zebraliśmy wyrzucone warzywa ze śmietnika, dla kur, kupiliśmy kilka wiktuałów i ruszyliśmy w góry. Po dotarciu na farmę i uczcie w jedynej tawernie we wsi, umyty, najedzony złożyłem umęczoną głowę w ramiona Morfeusza i zapadłem w sen bez marzeń, otoczony pięknem. Marzenia były pod moimi stopami.
I’ve became alone
There is the beginning of the story which is still written by karma. I will share it with you with my subjective thoughts and observations, which will be available here. After refreshing bath in the Aegan Sea, eating delicious Souwlaki and bye everyone, the yellow bus dropped me out on the parking lot near a highway. I hitchhiked from there to the lovely Liveloula.
From Kozani to Ioannina. My first benefactor was an Albanian man. He couldn’t speak English, so we were speaking in German-Italian-English-Greek-Polish mix. We didn’t understand each other well, although the ride was pleasant and interesting. He dropped me near the city where I found a place to camp in the bush next to the road. I didn’t sleep so well, cause of the dirty water I’d drunk earlier. I didn’t boil it and get a diarrhorea. It was a long night of sleeping a bit, waking up, going to the bush nearby, going back to the hammock and so on. Many thoughts came trough my mind. I was even thinking of the end of my trip, before it has truly started. In the morning I took some drugs, boiled the water I had with ginger and lemon juice to avoid dehydratiom and felt better. It was a bitter lesson but a lesson.
From Ioannina to Patra. First a couple of nomad beekeepers took me some kilometres. They wanted to help as they could and were one of those people, who gives you better mood. I talked with them whole ride and acquire some more knowledge about Hellenic culture. After that I went on a parking lot on the highway, I jumped over the fence and there was a car which took me straight to Patra. The older couple didn’t understand me and vice versa. When I went into the car, I was smiling and repeating ‘Efcharisto’, I smelled after long time without a shower and was awfully tired. I went to sleep after 10 minutes. They woke me up in Patra after 3 hours, gave me a sandwich and dropped out on the highway. What could I do? I was repeating ‘Efcharisto’ like a monkey and thinking how awfully brilliant life is.
After that things went hell worse. I walked 6 kilometres to the city center. Used a wi-fi to connect with my hosts from Liveloula and went to see the city. I discovered its beautiful and full of people. I’ve discovered also feeling in my body, which said I was not ready to visit a place with so many human souls accumulated. I started to look for a place to camp. In the green area near the center I found ugly construction, apparently one of the EU projects. I met a homeless, cheer him up with some food of mine and also hurt myself in the point finger with a cactoos. I felt not very wrong vibes so I decided to leave the city. I just wanted to camp somewhere and be alone again and rest. I went couple kilometres by train in the same direction the Liveoula was and started to look for a place to camp. It was getting dark, so I desperately asked some people if I can camp in their gardens. All I get was gazing at me cagily and advised to find a hotel. I started to walk near the highway. I was looking for a place to camp, but everywhere were people or dogs or olives farms, where I couldn’t stay cause of the harsh wind. Finally I’d reached a gas station, where I hoped to find a solution. I bought a map, ate the Snickers and didn’t find the solution. In the end I camped in the bush nearby. It was next not very efficient night. My senses was ceaselessly bombarded by a great noise and sharp lights of metal beasts going next to me with unreal velocity. I had couple nightmares and was awaking to another one.
When a sun rised I picked up my stuff with some difficulties caused by swollen and painful finger and tried to catch a ride. Then the hope came back. My hosts called and told that they will pick me up from the Egio, which was only 20 km from me. I caught a fine ride again with Albanian guy, again very pleasant, but multi-language mix spoken and finally met with my new friends. I was picked up by Dacia Duster full of beautiful scent of earth, old weeds (for compost) and the couple of happy gardeners with dirt behind their nails. We made a shopping – beer, chocolate, flip-flops, picked up some stuff from rubbish bins for chickens and went to the Seliana. It is small village, neatly placed in the gorgeous valley. I finally ate good meal in the only tavern around, met other friendly people, drunk some wine, took a shower and went to bed in paradise. I slept without dreams as I was present in one.